Jest śmierć, winnego nie ma
|
|
|
Samochodem, który zabił dwóch robotników, jechali pijany policjant i jego znajoma. Ale kto prowadził?
Wieś Mokra Prawa na przedmieściach Skierniewic. Środkiem biegnie szosa do Łowicza. 13 listopada 2001 r. Władysław Kuźma, Arkadiusz Grabowski i Piotr Wieprzkowicz przetaczali przez drogę betoniarkę. W tym czasie w stronę Łowicza pędził peugeot. W środku dwie osoby - 35-letni Romuald D., policjant z Rawy Mazowieckiej, i 19-letnia Beata B. Samochód jechał blisko 85 km na godzinę, gdy uderzył w robotników. Władysław Kuźma i Arkadiusz Grabowski zginęli na miejscu, Wieprzkowicz zdążył uskoczyć.
Auto wpadło do rowu. Świadkowie zeznawali w prokuraturze zgodnie: od strony kierowcy (a tylko te drzwi można było otworzyć) wysiadł mężczyzna. Pocieszał współpasażerkę, by się nie martwiła, "bo nie ona to zrobiła".
Policjant i Beata B. twierdzili jednak, że to ona siedziała za kierownicą. Skierniewiccy śledczy uwierzyli świadkom i oskarżyli policjanta. Ponieważ w chwili wypadku miał 0,76 promila alkoholu, groziło mu do 12 lat więzienia.
Pierwszy wyrok zapadł dwa lata temu. Sąd rejonowy skazał policjanta na siedem lat. Romuald D. się odwołał. Właśnie zapadł kolejny wyrok. Skierniewicki sąd okręgowy uniewinnił go. Wyrok jest prawomocny. - Nie miałem wyjścia - tłumaczy sędzia Krzysztof Borzęcki, który orzekał w tej sprawie. - Dowody były zbyt słabe, by skazać oskarżonego.
Sędzia Borzęcki wylicza zaniedbania w postępowaniu przygotowawczym: - Świadków policja przesłuchiwała dopiero dwa tygodnie po wypadku, nie zbadała, jak były ustawione lusterka i fotel kierowcy. Zeznania świadków miejscami były sprzeczne, np. jeden najpierw twierdził, że widział wypadek z trzech metrów, później - że z dziesięciu. A wszystkie wątpliwości muszę rozstrzygać na korzyść oskarżonego.
Co teraz? Jedynym wyjściem byłoby oskarżyć Beatę B. Tyle że prokuratura nie ma żadnych dowodów, by to ona prowadziła auto. Wszyscy świadkowie twierdzą, że prowadził mężczyzna, a ekspertyza zapachowa wykazała, że Beata B. siedziała na miejscu pasażera.
- Takie kazusy wymyśla się na zajęcia ze studentami - komentuje profesor Witold Kulesza z Uniwersytetu Łódzkiego. - Zginęło dwoje ludzi, a wymiar sprawiedliwości mimo świadków i nowoczesnej techniki kryminalistycznej nie potrafi stwierdzić, kto prowadził samochód. Jeśli sąd odwoławczy miał wątpliwości, sprawa powinna zostać raz jeszcze osądzona przez sąd pierwszej instancji. A tak policjant został uniewinniony, i to prawomocnie. Osądzić go ponownie będzie bardzo trudno.
Anna Grabowska, matka zabitego Arkadiusza: - Napiszę list do ministra Ziobry. Ktoś za śmierć mojego dziecka musi odpowiedzieć.
- Wcale nie musi - mówi sędzia Borzęcki. - Jeśli policja i prokuratura nie przedstawią mocnych dowodów, sąd może nigdy nie ustalić, kto siedział wówczas za kierownicą.
|
|
Autor: Marcin Masłowski, Łódź |
|
|