Kac po jeździe
|
|
Strony: 1 [2] |
|
I faktycznie jak wynika z badań dr Ewy Tokarczyk z Instytutu Transportu Samochodowego, na niebezpieczny powrót z zakrapianej zabawy decyduje się co piąty kierowca. Jednym z powodów, dla którego tak łatwo zdecydować się na jazdę po pijanemu, jest przekonanie o minimalnym ryzyku policyjnej kontroli. W badaniach Tokarczyk ponad 90 proc. kierowców określiło prawdopodobieństwo zatrzymania na mniej niż pięć punktów w dziesięciopunktowej skali. Potwierdziły to także europejskie badania SARTRE 3, sporządzone przez TNS OBOP na zlecenie Instytutu Transportu Samochodowego. Ponad trzy czwarte ankietowanych w Polsce odpowiedziało, że w ciągu ostatnich trzech lat policja ani razu nie sprawdziła im poziomu alkoholu we krwi, a ponad 99 proc. kierowców zadeklarowało, że nigdy nie otrzymali mandatu za prowadzenie pod wpływem alkoholu.
Policja łapie co 20 pijanego kierowcę. Fakty mówią same za siebie.
Więc nie dopatrujmy się panaceum na problemy w postaci podwojenia patroli na drogach i skutecznego wyłapywania nietrzeźwych. Należy zmienić samo przekonanie, że jeśli już zostanę złapany to poniosę surowe konsekwencje.
Uważam że trzeba przyjąć trzy drogi rozwiązania problemu.
Pierwsza to proste założenie, że za odpowiednie ilości alkoholu we krwi należy tyle i tyle zapłacić. Widełki kwotowe jak w taryfikatorze za mandaty, wtedy wszystko będzie jasne, sądy nie będą miały rozterek etycznych w zdecydowaniu czy zastosować wysoki czy niski wyrok.
Natomiast za samo prowadzenie po pijanemu można obecnie wsadzić sprawcę do więzienia na dwa lata, jednak sądy bardzo rzadko orzekają najwyższy wymiar kary. A jeżeli już tak się stanie, to najczęściej zawieszają jej wykonanie. Sędziowie, przed którymi staje drogowy przestępca, rozumują następująco: skoro wypadku nie było, a tylko rutynowo zatrzymano nietrzeźwego kierowcę, to nie powinno się odbierać ojca dzieciom i kierować człowieka do więzienia. Z kolei karę w zawieszeniu spora część społeczeństwa nie traktuje poważnie. Rozwiązanie tej kwestii widzę w karze zamiennej, czyli zamiast wsadzać ludzi do przepełnionych więzień, wydawać szkodliwe społecznie wyroki w zawieszeniu lub karać finansowo, zastosować przymusowe prace społeczne. Zapłacić grzywnę jest bardzo łatwo, na pewno trudniej przyznać się publicznie do łamania prawa. Prace publiczne prowadzone w okolicy zamieszkania w stosownym "wdzianku", będą dla wielu najdotkliwszą karą i zapamiętają ją oni na długo. Obserwatorzy z kolei zauważą zdecydowanie władz. To sposób najskuteczniejszy nie bez przyczyny stosowany za granicą, nie tylko w sprawach o prowadzenie pojazdu pod wpływem, ale też innych np. za kradzieże.
To problem tak złożony, że nie ma jednej recepty na jego rozwiązanie, kombinacja kilku sposobów ma szanse na sukces. Ta plaga dotyczy każdej grupy społecznej i na każdą działają inne metody.
Strony: 1 [2] |
|
|
|
Autor: Mariusz Zając, |
|
|