Blizny po tym wypadku nigdy nie znikną
|
|
|
- Chciałbym cofnąć czas, przepraszam - mówił wczoraj w sądzie Rafał M. W maju po pijanemu potrącił na przejściu dla pieszych dwójkę dzieci. Ich matka domaga się 100 tys. zł odszkodowania.
W czwartek ruszył proces w tej sprawie. Z pięciu wezwanych świadków stawił się tylko jeden - Sebastian Wołosz, który po wypadku ruszył motocyklem w pościg za sprawcą i zatrzymał go kilka kilometrów od miejsca zdarzenia.
11 maja około godz. 18, ul. Przyjaciół Żołnierza. Przez przejście dla pieszych, na wysokości stacji paliw Lotos, przechodzi opiekunka z dwójką dzieci - jedno jest w wózku, drugie idzie trzymając ją za rękę.
- Przed przejściem, na prawym pasie, stał sznur samochodów. Kierowca mazdy jadący lewym pasem nawet nie zwolnił. Uderzył w wózek - opowiadał wczoraj Wołosz. - Wlókł wózek z dzieckiem zaczepiony o zderzak kilkadziesiąt metrów po asfalcie.
Motocyklista ruszył w pościg za sprawcą. - Kilkakrotnie próbował zepchnąć mnie z drogi. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Trąbiłem, dawałem sygnały świetlne, by zwrócić uwagę innych kierowców - opowiadał Wołosz. - Zatrzymał się przy ulicy Rynkowej [na Niebuszewie - red.], próbowałem zablokować drzwi, ale wysiadł, przewracając motocykl. Dogoniłem go między garażami. Pomógł mi jakiś mężczyzna. Założyłem mu tzw. chwyt transportowy i zaciągnąłem z powrotem do auta. Mówię: potrąciłeś dwoje dzieci. A on - wiem, ale przecież nic się nie stało. Jakby uderzył w worki na śmieci. Czułem od tego mężczyzny alkohol. Policja szybko przyjechała.
Gdy sędzia zapytała, czy są pytania do świadka - prokurator i pełnomocnik poszkodowanej przecząco kiwnęli głowami, natomiast oskarżony zapytał, jak składający zeznania rozumie "godziny szczytu" (mówił, że pościg odbywał się podczas szczytu komunikacyjnego).
- Na ulicach jest więcej samochodów niż normalnie, ludzie wracają z pracy do domu, tworzą się korki, jest też duży ruch pieszych - odpowiedział motocyklista.
- I wtedy wszyscy jeżdżą 120-140 kilometrów na godzinę? - dopytywał oskarżony.
- Wszyscy nie, ale pan jechał - odparł motocyklista.
35-letni sprawca wypadku ma dwa zarzuty: spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia oraz kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości (badanie alkomatem wykazało 1,5 promila alkoholu). Grozi za to 4,5 roku. Ponadto rodzice dzieci, które ucierpiały w wypadku, domagają się 100 tys. zł odszkodowania. Najpoważniejsze obrażenia (rany na twarzy) odniosła 7-miesięczna wtedy Amelia, jej 7-letni brat "otarł się" o pędzący samochód, opiekunce nic się nie stało.
- Teraz już córka czuje się dobrze, ale blizny zostały na całe życie. Najgorszy jest uraz psychiczny. Syn boi się tamtędy przechodzić. Ja zresztą też - mówiła matka dzieci na sądowym korytarzu.
Oskarżony został doprowadzony na rozprawę z aresztu śledczego. Nie miał adwokata.
Kolejna rozprawa w styczniu 2011 r.
|
|
Autor: Tomasz Maciejewski |
|
|