Posłowie PO chcą holować pijanych
|
|
|
Trzech małopolskich posłów PO chciałoby, aby policja holowała na parking samochody wszystkich złapanych pijanych kierowców.
Teraz jest tak, że pijany może przekazać kluczyki innej osobie i choć sam straci prawo jazdy, to nie ma żadnej gwarancji, że po chwili nie wróci za kółko.
Posłowie chcą to zmienić. - Wystarczy spojrzeć na statystyki z poprzedniego długiego weekendu - uważa Witold Kochan, poseł PO z Nowego Sącza, autor pomysłu, pod którym podpisali się Tadeusz Arkit i Jarosław Gowin. - Policja zatrzymała wtedy dwa tysiące pijanych kierowców - dodaje Kochan. Wyjaśnia, że pomysł posłów miałby być straszakiem zniechęcającym kierowców do wsiadania po pijanemu. - Odholowanie pojazdu byłoby czynnikiem zmniejszającym liczbę nietrzeźwych - dodaje poseł.
Parlamentarzyści PO opierają swój pomysł na artykule 82. kodeksu cywilnego, który mówi o tym, że oświadczenie woli składane przez osobę "która z jakichkolwiek powodów znajdowała się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli" jest nieważne. Zapis ten może dotyczyć nawet "przemijających zaburzeń czynności psychicznych".
Posłowie cytują tu decyzję małopolskiego komendanta policji: "pojazdu nie usuwa się z drogi, jeżeli istnieje możliwość przekazania go osobie wskazanej przez kierującego, która ma prawo jazdy i wyraziła zgodę". - Nie ma pewności, że pijana osoba nie wróci za kierownicę po chwili, a policjanci muszą sami ocenić, jak bardzo jest pijany i czy jego decyzja jest ważna w świetle prawa - tłumaczy Kochan.
Jak wyjaśnia nadkomisarz Krzysztof Dymura, rzecznik małopolskiej drogówki, takie przepisy obowiązują policjantów w całym kraju. - Prawo i tak jest surowe dla pijanych kierowców - wyjaśnia Dymura. Kierowca, który ma 0,5 promila alkoholu we krwi może stracić prawo jazdy nawet na 10 lat, a w skrajnych przypadkach może iść do więzienia na 2 lata. Wykroczeniem jest jazda z 0,2 promila i często oznacza do 5 tys. zł grzywny i utratę prawa jazdy nawet do 3 lat. - Skoro takie konsekwencje nie są w stanie odstraszyć ludzi od wsiadania po kieliszku, to nie przypuszczam, by ten nowy pomysł wiele zmienił. To raczej problem przyzwolenia społecznego - mówi.
Podkreśla też, że osoba, której auto jest przekazywane przez policjantów, zawsze jest badana alkomatem. Podobnie sceptycznie do pomysłu posłów Platformy podchodzi sędzia Waldemar Żurek, rzecznik prasowy ds. cywilnych w krakowskim sądzie okręgowym. - To tylko półśrodek, w dodatku trudno byłoby go zastosować praktycznie - mówi Żurek. Wyjaśnia, że skoro kierowca zatrzymał się na wezwanie policjantów, potrafił uruchomić samochód i nim jechać, to nie może być pozbawiony woli i zdolności podejmowania decyzji. - Skuteczniejsza byłaby konfiskata pojazdu za jazdę z jednym promilem alkohol we krwi, ale oczywiście interwencja policjantów musiałaby być nagrywana kamerą - dorzuca.
|
|
Autor: Piotr Odorczuk - POLSKA Gazeta Krakowska |
|
|