Pijanym kierowcom nie odbierano praw jazdy
|
|
|
Skandal w prokuraturze. Śledczy w kilku miastach w Polsce nie odbierali prawa jazdy zatrzymanym na jeździe po pijanemu kierowcom. Zdarzało się nawet, że warunkowo umarzali sprawy. Najwięcej nieprawidłowości ujawniono w Żywcu.
Sprawa wyszła na jaw przypadkowo podczas wyrywkowej kontroli śledztw prowadzonych w prokuraturze w Żywcu. Jej ustalenia były szokujące: prokuratorzy przymykali oko na pijaków za kierownicą. Wnioskowali przed sądem o odebranie im prawa jazdy wyłącznie na motocykl, a pozwalali jeździć samochodami, a nawet autobusami. W ciągu dwóch lat wydali 44 takie postanowienia. Sąd zatwierdził je bez wahania.
Śledczy swoje decyzje uzasadniali przeróżnie. Zatrzymanemu na jeździe po pijanemu dyspozytorowi MZK nie zabrano prawa jazdy, bo jego utrata wiązałaby się ze zwolnieniem go z pracy. Jerzy M., przewodniczący Rady Gminy w Rajczy (miał 1,4 promila), przekonał natomiast prokuratorów, że bez samochodu sobie nie poradzi, bo jest zdunem i musi dużo jeździć.
W ośmiu przypadkach, w których było to jeszcze możliwe, złożono kasację wyroków. Kilka dni Sąd Najwyższy uchylił je wszystkie. Trafią do ponownego rozpatrzenia. Pijanych kierowców czeka surowa kara. - Wobec ośmiu prokuratorów z Żywca, którzy stosowali takie praktyki, wszczęto już postępowania dyscyplinarne - ujawnił wczoraj Jerzy Engelking, zastępca prokuratora generalnego. Wyjaśnią one, czy w grę wchodziła korupcja czy też zwykle lenistwo śledczych. Ministerstwo zmieniło też całe kierownictwo żywieckiej prokuratury. Jej nowy szef Maciej Porzycki nie chciał się jednak wypowiadać w tej sprawie.
Podobne praktyki przypadkowo wykryto także w prokuraturze w Ostrzeszowie k. Kalisza. Tam zabierano prawa jazdy wyłącznie na pojazdy, którymi pijani kierowcy poruszali się w czasie zatrzymania. Jeżeli ktoś wpadł, jadąc traktorem lub rowerem, to dalej mógł jeździć samochodem. Zdarzały się także przypadki, że śledczy całkowicie odstępowali od wymierzenia kary i warunkowo umarzali śledztwa.
- Dzięki temu kierowcy nie musieli powtórnie zdawać egzaminu na prawo jazdy. Taki wymóg obowiązuje każdego, kto stracił prawo jazdy na co najmniej rok - tłumaczy Engelking.
Małgorzata Szulc, szefowa ostrzeszowskiej prokuratury, nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej zdaniem śledczy działali zgodnie z możliwościami, jakie daje im kodeks karny. - Nie złamaliśmy prawa. Co najwyżej można tylko powiedzieć, że nasza polityka była zbyt liberalna - tłumaczyła pani prokurator.
Ministerstwo Sprawiedliwości podejrzewa jednak, że podobnie mogło się dziać także w innych prokuraturach w kraju. - Będzie wielka kontrola - zapowiada Engelking. Do prokuratur trafiła już wytyczna, zabraniająca stosowania takich praktyk jak w Żywcu i Ostrzeszowie.
Marcin Marszołek, prezes katowickiego stowarzyszenia Wokanda, które pomaga ofiarom wypadków drogowych, jest zszokowany tolerancyjnym podejściem śledczych do pijanych kierowców. - To tak, jakby odebrali zabójcy pistolet i wypuścili go na wolność z nożem w ręce - porównuje prezes Wokandy. Nie ma żadnych wątpliwości, że jeżdżący po kielichu powinni tracić uprawnienia do prowadzenia wszystkich pojazdów mechanicznych.
W ubiegłym roku na polskich drogach pijani kierowcy spowodowali prawie 7 tys. wypadków, w wyniku których zginęło 825 osób.
|
|
Autor: Marcin Pietraszewski |
|
|