Ulgowa taryfa za jazdę na promilach
|
|
|
Choć Dariusz Matusiak nie pierwszy raz zasiadł za kółkiem po pijanemu, prokuratura nie chce dla niego surowej kary. Czy dlatego, że to były urzędnik i radny SLD?
Były polityk lewicy wpadł na kontroli drogowej w marcu tego roku, gdy jechał swoim seatem. Miał prawie promil alkoholu. Nie stawiał oporu, przyznał się.
Sprawą zajmowała się prokuratura rejonowa z Pragi Południe. Uznała, że wina jest ewidentna. Grożą za to nawet dwa lata więzienia. Jednak we wniosku do sądu śledczy proszą o warunkowe umorzenie sprawy. Matusiak miałby tylko stracić prawo jazdy na rok i zapłacić 2 tys. zł na Centrum Zdrowia Dziecka.
Dlaczego prokuratura nie chce surowo karać byłego polityka? Jej zdaniem czyn jest "incydentalny" i ma niską szkodliwość społeczną, bo tylko "nieznacznie przekroczono dopuszczalny próg nietrzeźwości".
Sęk w tym, że Matusiak ma już na swoim koncie podobny "incydent". W maju 2000r. na ul. Grochowskiej wjechał w tył zjeżdżającego z chodnika samochodu. Policyjny alkomat wykazał, że miał ponad dwa promile alkoholu. Kontrola zakończyła się szamotaniną z policjantami, podczas której Matusiak uderzył jednego z nich. Sprawa trafiła do sądu. Południowopraska prokuratura oskarżyła Matusiaka o wywieranie wpływu na czynności funkcjonariuszy.
Polityk mówił, że to jego pobito. Wypierał się jazdy po alkoholu. Mówił, że po kolizji przypadkowo napił się rozrabianego spirytusu, który miała w samochodzie w butelce po mineralnej Monika D. To podległa mu pracownica urzędu, która pojawiła się na miejscu stłuczki.
Praski sąd rejonowy uwierzył policjantom. Ale w 2004 r. ostatecznie umorzył sprawę z powodu niskiej szkodliwości społecznej. Sąd przyznał, że Matusiak był bojowy, ale nie chciał nikomu zrobić krzywdy, a podczas procesu okazał się osobą"wykształconą i kulturalną". Zaś sam czyn był "incydentem" spowodowanym przez alkohol. Sąd przypomniał, że agresję pijanych policjanci mają wpisaną w ryzyko zawodowe.
Prokuratorzy pamiętają ten "incydent". Podkreślają, że nie ma jednak znaczenia dla obecnej sprawy. - Dla nas istotne jest to, że nie był karany i ma czystą kartotekę w krajowym rejestrze sądowym - podkreśla szefowa prokuratury Julita Turyk. Zapewnia, że nie było taryfy ulgowej dla byłego polityka, a śledczy często występują o umorzenie spraw przeciwko kierowcom, którzy tylko "nieznacznie" przekroczyli normy. Decyzję podejmie sąd.
Dariusz Matusiak po alkoholowym "incydencie" sprzed sześciu lat stracił posadę wicedyrektora Pragi. Kilka lat temu został wicedyrektorem wydziału administracyjnego w kuratorium oświaty. Ściągnął tu znajomą Monikę D. byłą podwładną z urzędu - tę samą, która zeznawała na jego korzyść. Od kilku miesięcy kobieta siedzi w areszcie z zarzutem przyjmowania łapówek za załatwianie mieszkań komunalnych na Pradze. Matusiak od lipca nie pracuje już w kuratorium.
|
|
Autor: Mariusz Jałoszewski |
|
|