|
Pomysł z kursami dla pijanych nie wypalił
|
|
|
|
|
To był doskonały pomysł: przymusowy kurs psychokorekcyjny dla kierowców złapanych na jeździe po pijanemu. Pilotażowo wprowadziło go tylko pięć miast w Polsce. Dlaczego gdzie indziej się udało, a w Płocku nie?
O przymusowych kursach dla kierowców skazanych przez sąd za jazdę po pijanemu "Gazeta" pisała dwa lata temu. Autorem pilotażowego programu była Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Był on absolutną nowością, razem z nami realizować go miały jeszcze tylko cztery inne miasta: Słupsk, Żyrardów, Legionowo i Radomsko.
Miętówka nie pomoże
Program zakładał, że sędzia prócz kary dla kierowcy (pozbawienia lub ograniczenia wolności, zakazu prowadzenia pojazdów, grzywny) zobowiąże go do odbycia dodatkowego kursu - 20 godzin bezpłatnych spotkań prowadzonych przez specjalistę do spraw uzależnień. Chodziło o to, żeby kierowca np. nauczył się odmawiać alkoholowym poczęstunkom, wiedział, jak przeliczać, po jakim czasie od wypicia dwóch piw może usiąść za kierownicą, przestał wierzyć, że "po kilku piwach pomoże miętówka lub świeże powietrze", i raz na zawsze pogodził się z prostą zasadą: "Piłeś? Nie jedź!".
Za zajęcia miał płacić ratusz, prowadzić je mieli ratuszowi specjaliści. Sąd i policja były przychylne. Niestety, kiedy "Gazeta" zapytała Katarzynę Michalską, szefową wydziału zdrowia w płockim ratuszu, jak wygląda realizacja programu, okazało się, że... bardzo słabo.
- W ubiegłym roku udało się nam zorganizować tylko jeden cykl spotkań dla kilku osób. W tym roku nie udało się jeszcze skompletować grupy - powiedziała nam dyrektor Michalska. - Niestety, problem polega na tym, że sędziowie kierują do nas niewielu kierowców. Dlaczego? Naprawdę trudno mi powiedzieć.
Może po prostu płoccy sędziowie nie są przekonani co do skuteczności tej metody sprowadzania na dobrą drogę pijanych kierowców? - Ależ skąd - zapewnia Jacek Giętka, wiceprezes Sądu Rejonowego w Płocku. - Trudno mi wypowiadać się na temat decyzji, jakie podejmują niezawiśli sędziowie. Faktycznie, w 2005 roku wydział zdrowia płockiego ratusza kontaktował się z nami w sprawie owego pilotażowego programu, zapadło kilka wyroków nakazujących kierowcom odbycie cyklu spotkań. Mogę się tylko domyślać, że potem sędziowie wyszli z założenia, że program się skończył.
Uparte Radomsko
Szkoda. W Radomsku np. kursy ukończyło już ok. 200 kierowców: rowerzystów, którzy po dwóch piwach wsiadali na swój jednoślad, ale także prezesów, dyrektorów czy lekarzy, którzy mknęli samochodem po kilku głębszych. - Na początku nam też szło trudno, pierwsze spotkanie z sędziami zakończyło się fiaskiem, przez rok nie udało się nam skompletować grupy - opowiada Radosław Bartnik, pełnomocnik prezydenta Radomska do spraw uzależnień. - Na szczęście w końcu się udało. Teraz kursy odbywają się średnio co miesiąc, kończy je zwykle 10-12 osób. 30 proc. z nich zdecydowało się na leczenie w poradni albo na spotkanie indywidualne z terapeutami. Zrozumieli, że mają problem z alkoholem, właśnie dzięki tym zajęciom. Mimo początkowego strachu i niechęci wobec tych zajęć.
Może w takim razie dla Płocka jest jeszcze szansa? Katarzyna Michalska zapewnia: - Jesteśmy gotowi do przeprowadzania kursów, dysponujemy lokalem i wykwalifikowaną kadrą. Fundusze też są, zresztą to wszystko nie kosztuje drogo.
|
Aktualności
Napisz własny komentarz
Poprzedniej strony
Wersja do druku
wyślij link
