Okazuje się, że można (prawie) bezkarnie rozbijać się autem po alkoholu. Wystarczy brak dowodu na to, że silnik samochodu pracował. Tak stwierdziła szczecińska prokuratura, wzbudzając oburzenie drogówki.
Opowieść zaczyna się w marcu. 31-letni Maciej S. wsiadł za kierownicę swojego fiata fiorino zaparkowanego przy ul. Falskiego. Chciał go przestawić w inne miejsce (tak tłumaczył później policji).
- Jego wyjaśnienia były bardzo krótkie i trudno się dziwić, bo był bardzo pijany - mówi Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik prasowy szczecińskiej prokuratury.
Prawdopodobnie zwolnił ręczny hamulec, bo samochód zaczął toczyć się do tyłu. Wpadł na zaparkowane na ulicy mitsubishi. Odbił się od niego i uderzył jeszcze w dużego fiata, który uszkodził stojącego za nim citroena. Toczący się i taranujący inne pojazdy samochód zauważył przejeżdżający tamtędy policjant. Funkcjonariusz stwierdził, że kierowca jest pijany - badanie wykazało ponad dwa promile alkoholu we krwi. Sprawa trafiła do prokuratury z artykułu 178 A § 1 kk dotyczącego prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu.
- Przypadek ewidentny, siadł za kierownicę, choć był zbyt pijany, żeby uruchomić silnik - mówi Dariusz Zajdlewicz, naczelnik szczecińskiej drogówki.
Podejrzany przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Prokuratura zaś umorzyła sprawę.
- Nie udało nam się ustalić, czy włączył silnik. Podejrzany powiedział, że go nie uruchomił. Podobnie mówił świadek, który razem z nim był w samochodzie. Zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego "nie jest prowadzeniem pojazdu wprowadzenie go w ruch niezgodnie z konstrukcją i przeznaczeniem", a więc bez włączonego silnika. Ponadto "jazda bez włączonego silnika pozbawia pojazd przymiotu pojazdu mechanicznego" - wyjaśnia Małgorzata Wojciechowicz. - Wobec tego nie można uznać, że podejrzany prowadził pojazd pod wpływem alkoholu, więc sprawę musieliśmy umorzyć. Po prostu nie mieliśmy podstawy prawnej, żeby go ukarać.
Szef szczecińskiej drogówki jest oburzony taką decyzją.
- To jakiś absurd. Osobiście się z tym nie zgadzam, bo jeżeli tak podejdziemy do sprawy, to kierowca, któremu zgaśnie silnik - nie prowadzi pojazdu mechanicznego... Moim zdaniem wystarczy, że samochód był wyposażony w silnik i został wprawiony w ruch - podkreśla Zajdlewicz. - Niestety od decyzji prokuratury nie możemy się odwołać. I tak: policja łapie przestępców, a prokuratura ich wypuszcza.
Jak nieoficjalnie dowiedzieli się dziennikarze, zdziwiony był też Maciej S., który "prosił" o ukaranie. W czasie drugiego przesłuchania na policji wręcz śmiał się z postępowania prokuratury.
Wobec umorzenia postępowania Maciej S. może najwyżej odpowiadać za wykroczenie spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym. Grozi mu za to kara do 500 zł.
Za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu, które jest przestępstwem, grozi: do dwóch lat więzienia, od roku do dziesięciu lat utraty prawa jazdy i kara grzywny nawet do 720 tys. zł.
Maciej S. w marcu 2005 r. raz już wsiadł za kierownicę po alkoholu. W marcu 2005 r. dostał za to dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów.
Dziennikarze poprosili do prokuraturę generalną o opinię w tej sprawie. Biuro Prasowe poinformowało, że z-ca prokuratora generalnego Jerzy Engelking polecił zbadać ten przypadek.
Bez pobłażliwości dla pijanych kierowców
W czerwcu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wydał wojnę pijanym kierowcom. Prokuratury w całym kraju otrzymały polecenie m.in.: zabierać samochody, jeżeli pijany spowodował wypadek, miał więcej niż promil alkoholu we krwi lub już wcześniej był zatrzymany za jazdę na gazie. 17 sierpnia na konferencji prasowej minister przyznał, że ostre karanie nietrzeźwych kierowców to fikcja, bo prokuratorzy po prostu im pobłażają. Zalecił kontrolę w prokuraturach. Pracę straciło już trzech prokuratorów rejonowych: z Nowego Sącza, Żywca i Ostrzeszowa. Kolejnych ośmiu będzie musiało się tłumaczyć.
|