Pijany policjant jechał zygzakiem
|
|
|
W Wielki Piątek, 14 kwietnia br. tuż przed godziną 15 policjant urwał się wcześniej z pracy w zielonogórskiej komendzie przy ul. Partyzantów. Tego dnia funkcjonariusze - jak się dowiedziała Gazeta - urządzali zakrapianego "Śledzika".
Tego dnia po południu policyjny konwój przewoził aresztantów. Przed transporterem przemknął podejrzany ford escort. Samochód jechał zygzakiem po całej szerokości ul. Wrocławskiej (dwie ulice od komendy). Kierowca nie zatrzymywał się na światłach, gwałtownie włączał się do ruchu. Policjanci myśląc, że kierowca zasłabł albo przysnął za kierownicą ruszyli za nim w pościg. Ale kierowca nie reagował na sygnał policyjnego koguta. Przejechał jeszcze ul. Lwowską, zatrzymał się dopiero na skrzyżowaniu z ul. Podgórną. Mężczyzna nie miał siły wysiąść z auta, jeden z policjantów musiał mu pomóc. Od kierowcy zionęło alkoholem. Mężczyzna był tak pijany, że nie potrafił powiedzieć jak się nazywa i gdzie mieszka. Dopiero w jego torbie mundurowi znaleźli dokumenty i odznakę policyjną. Policjanci trzykrotnie przeprowadzili badanie alkomatem, za każdym razem wynik wskazywał ponad 2,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Zbigniew M., 49- letni policjant pracował od 18 lat w sekcji administracyjno- gospodarczej i transportu. Przyznał się do picia i złożył wniosek o ukaranie bez przeprowadzenia rozprawy. O tym zdecyduje sąd. Prokurator wczoraj przesłał do sądu akt oskarżenia. Wnioskuje w nim karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, grzywnę 300 zł i przekazanie 200 zł fundacji działającej na rzecz osób poszkodowanych w wypadkach. Prokurator żąda także trzyletniego zakazu prowadzenie wszelkimi pojazdami. - Jeśli sąd nie przychyli się do wniosku, oskarżonemu grozi do 2 lat pozbawienia wolności - opowiada Kazimierz Rubaszewski, rzecznik zielonogórskiej prokuratury. Bogusław Lubiński, komendant policji w Zielonej Górze zapewnia, że już od chwili zatrzymania, policjant został zawieszony w pełnieniu obowiązków służbowych, a jego przełożeni natychmiast wszczęli postępowanie dyscyplinarne. - Komendant nie czekając na wyrok sądu podjął decyzję, o zwolnieniu policjanta z pracy. Dodatkowo za to, że złamał prawo i pił na dyżurze, stanie przed sądem grodzkim - mówi Małgorzata Kalinowska, rzecznik zielonogórskiego komendanta. Kto jeszcze pił z policjantem podczas służby na tzw. śledziku ? W tej sprawie komendant przeprowadził szczegółowe śledztwo, jeszcze tego samego dnia, kiedy zatrzymano nietrzeźwego policjanta. - Wszyscy jego współpracownicy zostali przebadani alkomatem. Wszyscy byli trzeźwi - zapewnia Małgorzata Kalinowska. - Mężczyzna tłumaczył, że miał problemy rodzinne. Nie chciał nikomu o nich mówić. Upił się w samotności. "Śledzik" nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Jak komendant Rudnik walczył z pijaństwem W 2003 r. Henryk Rudnik, zastępca komendanta w Lublinie, dziś szef lubuskiej policji, ogłosił, że każdy pijany policjant za kierownicą samochodu straci pracę i żeby uświadomić im zgubne skutki pijaństwa, zaczął podawać do publicznej wiadomości ich zarobki, stan materialny i liczbę dzieci. Gdy to nie pomogło, wystosował dramatyczny apel do żon policjantów, by interweniowały, kiedy nietrzeźwi mężowie siadają za kółkiem. W końcu zdecydował się podsuwać lubelskim funkcjonariuszom do podpisania oświadczenia o skutkach spożywania alkoholu. "Oświadczam, że są mi znane skutki wpływu spożytego alkoholu etylowego na organizm człowieka. Jestem świadomy, że alkohol (...) upośledza zdolności do kierowania pojazdami" - czytamy w dokumencie przygotowanym przez Rudnika. Lubuscy policjanci nie musieli podpisywać jeszcze takiego dokumentu.
|