Pijany kierowca: to nie ja prowadziłem tylko autostopowicz
|
|
|
Pijanego Łukasza S. policja zatrzymała na stacji benzynowej przy jego aucie. Twierdził, że podwiózł go autostopowicz, który pojechał dalej, a jego tu z autem zostawił. Obrońca dowodzi, że skoro nie da się podważyć tej wersji, to sąd powinien w nią uwierzyć.
A zaczęło się od tego, że 28-letni Łukasz S. wraz z dwójką znajomych pił alkohol w barze U Dziadka w Opolu. Zachowywali się głośno i wulgarnie, zaniepokojona barmanka wezwała więc policję. Gdy patrol przyjechał, barmanka ostrzegła, że goście przyjechali samochodem i być może nim odjadą, mimo że dużo już wypili.
Policjanci porozmawiali z całą trójką, a Łukasza S., do którego należał samochód, pouczyli, by nie prowadził po alkoholu. Ten zapewnił, że nie ma takiego zamiaru i że noc spędzi w pobliskim hotelu.
Godzinę później ten sam patrol dostał informację, że spod baru wyjechało audi prowadzone przez pijanego Łukasza S. Policjanci pojechali tam, ale po drodze spostrzegli, że na jednej ze stacji benzynowych stoi owo audi.
Gdy zajrzeli do samochodu, okazało się, że kierowcy w nim nie ma. W kasie dowiedzieli się, że kierowca zapłacił za zatankowaną benzynę i poszedł do toalety. Wtedy wyszedł Łukasz S. Na widok patrolu zaczął krzyczeć i nie chciał poddać się badaniu alkomatem. Policjanci zatrzymali go i zawieźli na badanie krwi. Pięć godzin po zatrzymaniu znane były wyniki - miał półtora promila alkoholu we krwi.
28-latek stanął przed sądem za jazdę po pijanemu. Przekonywał, że to nie on prowadził samochód. - W barze poznaliśmy pewnego mężczyznę, który prosił, by go podwieźć. Mówiłem mu, że nie mogę prowadzić, bo piłem alkohol. Autostopowicz przekonał mnie jednak, że on nie pił, więc może prowadzić. Tak zrobiliśmy - tłumaczył Łukasz S. - Gdy podjechaliśmy na stację, poszedłem zapłacić za benzynę, wtedy przyjechała policja, a autostopowicz gdzieś zniknął - przekonywał S.
Nie był jednak w stanie powiedzieć, jak wyglądał autostopowicz ani jak się nazywał.
Sąd nie dał wiary jego tłumaczeniom, tym bardziej że obsługa stacji benzynowej nie widziała, by ktokolwiek poza S. wysiadał z jego samochodu. Sąd uznał, że S. świadomie naraził innych kierowców, a społeczna szkodliwość jego czynu jest znaczna. Wymierzył mu karę ośmiu miesięcy więzienia i 300 zł grzywny na rzecz Brzeskiego Centrum Promocji Zdrowia, by - jak uzasadniał sąd - choć w pewnym stopniu zadośćuczynić osobom, które doznały krzywd z powodu naruszenia zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Obrońca S. odwołał się od tej decyzji. Argumentuje, że znajomi S. byli tak zamroczeni alkoholem, że nie są w stanie wskazać, kto wtedy prowadził, a obsługa stacji tylko wyrywkowo mogła obserwować samochód oskarżonego. Nie udowodniono więc, że wersja S. nie jest prawdziwa, a co za tym idzie, wszelkie wątpliwości - zgodnie z prawem - powinny zostać rozpatrzone na korzyść S.
Sprawę rozpatrzy sąd II instancji.
|