Pijany policjant wjechał w dostawcę gazet
|
|
|
Oficer z Komendy Wojewódzkiej Policji zasnął za kierownicą i uderzył w półciężarówkę. - Gdy wysiadł ze swojego renaulta, czuć było od niego wódką. Wciskał mi 2 tys. zł i namawiał, aby zatuszować sprawę - opowiada kierowca
Wypadek wydarzył się wczoraj w nocy ok. godz. 2 w Zielonej Górze. Krzysztof Struś, kierowca z Piły, razem ze swoim zmiennikiem rozwoził właśnie gazety po punktach kolporterskich w mieście. Jechał czterdziestką al. Zjednoczenia w stronę hipermarketu Tesco. Nagle z podporządkowanej ul. Działkowej wyjechało renault megane.
- Samochód pędził dobre 100 km/godz., przeciął ulicę i jechał wprost na budynek Centrali Rybnej - opowiada Krzysztof Struś. Choć ostro hamował dostawczym mitsubishi, to i tak uderzył w tylny bok renaulta. Auto wytraciło prędkość na wysokim krawężniku, ścięło kilkuletnie drzewo i zatrzymało się. - Chwiejąc się na nogach, wysiadł z niego niski mężczyzna, od którego wiało wódką na odległość. Myślę, że zasnął za kierownicą. Gdyby na drodze nie spotkał nas, wjechałby w budynek sklepu. Chyba uratowaliśmy mu życie - opowiada dostawca, któremu pijany policjant zabronił powiadamiania mundurowych. - Powiedział, że sam jest oficerem policji i zaproponował układ. Dodał, że w samochodzie czeka na nas 2 tys. zł.
Mężczyźni nie zgodzili się na to i wykręcili alarmowy numer. - Po pięciu minutach przyjechał pierwszy radiowóz, potem jeszcze siedem innych. Przyjeżdżały szychy z komendy i tylko kiwali głowami. Nie używali radiostacji, w ruch poszły komórki - opowiada Struś.
Po przyjeździe policji pijany funkcjonariusz zmienił wersję wydarzeń. Tłumaczył, że samochód zaparkowany pod marketem Lidl ukradli mu złodzieje. A po wypadku uciekli z miejsca zdarzenia.
- Bezczelnie kłamał, że on nas tylko gonił, nie kierował autem. Policjanci popatrzyli na niego z politowaniem i zapytali "biegłeś za samochodem trzy kilometry?" - relacjonuje Struś.
Poszkodowany mężczyzna nie poznał nazwiska pijanego policjanta. Zielonogórska drogówka zasłaniała się Ustawą o ochronie danych osobowych. - Kryli kolegę - ucina krótko Struś.
Kiedy późnym popołudniem pytaliśmy rzecznika miejskiej policji o ważne zdarzenia z ostatniej doby, nie usłyszeliśmy o kolizji z udziałem policjanta. Dopiero po podaniu przez nas szczegółów rzecznik przyznał, że to prawda. Odesłał jednak do wojewódzkiej policji, bo tam jest zatrudniony sprawca kolizji.
- Policjant miał 1,76 promila w wydychanym powietrzu. Straci u nas pracę - opowiada Agata Sałatka, rzeczniczka lubuskiego komendanta, i przeprasza kierowcę mitsubishi za to, że prowadzący śledztwo nie podali mu nazwiska sprawcy kolizji. - To niefortunna pomyłka. Jeśli zadzwoni do naczelnika drogówki, na pewno taką informację uzyska - zapewnia.
Kierowca ciężarówki ma silne bóle kręgosłupa. Jego samochód nadaje się jedynie do kasacji.
|