Jak sierżant Surmacz ścigał pijanego kierowcę
|
|
|
Marek Surmacz, były policjant drogówki, były radny, potem poseł i wiceminister MSWiA, a obecnie doradca prezydenta Kaczyńskiego nie stracił policyjnego nosa. Przez pół Gorzowa ścigał pijanego kierowcę. Zatrzymał go i oddał w ręce policji.
Jako świadek Surmacz zeznawał w sądzie podczas procesu zatrzymanego kierowcy. Ścigał go 28 września 2007 r. w Gorzowie.
Surmacz był wtedy posłem PiS. Jechał swoim samochodem ul. Teatralną. Przed nim jechała furgonetka - renault traffic. - Nie zwróciłbym specjalnej uwagi, ale kierowca wykonywał dziwne manewry. Zjeżdżał na środek jezdni, a gdy zbliżał się z przeciwka, inny samochód nagle gwałtownie odbijał w prawo - tak mocno, że uderzał kołami w krawężnik - opowiadał w sądzie Surmacz.
Emerytowany policjant zauważył również, że na wąskiej ul. Teatralnej bus nagle przyspieszył i jechał ok. 70 km/h. Wtedy postanowił zadzwonić na policję. Powiadomił dyżurnego o prywatnym pościgu. Zapowiedział policjantom, że będzie cały czas za nim jechał, aż policyjny patrol zatrzyma busa. - Zbliżaliśmy się do ronda Santockiego a każdy w Gorzowie wie jak bardzo niebezpieczne jest to skrzyżowanie - kontynuował opowieść były policjant. - Kierowca białego busa nawet nie zwolnił. Wjechał na rondo, przeciął trzy pasy ruchu i skręcił w prawo.
Nie uwierzyłbym, że tak można zrobić, gdybym tego nie zobaczył. Musiałem się zatrzymać, żeby przepuścić inne samochody. Do tej pory nie wiem jak on to zrobił, że nie zderzył się z żadnym samochodem.
Bus tymczasem mknął ok. 100 km/h. Przeciął rondo na wprost w ul. Bierzarina. - Na przejściu dla pieszych przez ul. Górczyńską włączyło się czerwone światło. Do wejścia na jezdnię szykowała się dwójka dzieci. A ten gnał. Zacząłem trąbić klaksonem. Dzieci spojrzały na nasze samochody i nie weszły na jezdnię. Bus przejechał na czerwonym. Ja za nim. W końcu kierowca skręcił w ul. Ogińskiego. Zatrzymał się przy garażach - zeznawał.
Surmacz swoim autem zablokował busa. - Mężczyzna bełkotał. Był kompletnie pijany. 15 lat pracowałem w drogówce i wiem jak wygląda nietrzeźwy. Próbował wyjść z kabiny. Przytrzymałem go. Wiedziałem że już jedzie tutaj patrol policji. Ktoś z parteru bloku przy którym staliśmy chyba mnie poznał i krzyknął - Panie Marku! Pomóc panu? - wspominał Surmacz. - Pomoc nie była potrzebna. Przyjechała policja i zabrała kierowcę.
Okazał się nim mieszkaniec Gorzowa 52-letni Krzysztof W. ,budowlaniec z wyższym wykształceniem. Przed sądem przyznał, że w nocy poprzedzającą jazdę ulicami Gorzowa wypił z kolegą "kilka półlitrowych butelek wódki". - Rano dobrze się czułem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem wsiadać za kierownicę. Nie spodziewałem się, że mogę być tak pijany - tłumaczył kierowca.
Sąd zarządził przerwę do października. Będzie musiał rozstrzygnąć czy pijany kierowca popełnił jedynie serię wykroczeń (grzywna i kara do 2 lat więzienia) czy też jadąc po pijanemu sprowadził niebezpieczeństwo wypadku (do 8 lat więzienia. - To był cud, że nikt nie zginął - mówi Surmacz.
|