Obywatelska postawa na drodze?
|
|
Strony: [1] |
|
Przemierzając codziennie ulice mojego miasta, wielokrotnie rzuca mi się w oczy nieżyczliwość niektórych kierowców w stosunku do pozostałych uczestników ruchu.
Zajmowanie miejsc parkingowych, nie przepuszczanie pieszych na przejściach, czy celowe utrudnianie kierowcom zmiany pasa to niestety zjawiska w Polsce powszechne. Jednocześnie, niewielu kierowców zdobywa się na to, by zwrócić uwagę komuś, kogo postawa pozostawia wiele do życzenia. Pół biedy jeśli chodzi jedynie o nieuprzejmość na drodze. Problem pojawia się w sytuacjach naprawdę groźnych, kiedy jesteśmy świadkami wypadku bądź "spotykamy" na szosie pijanego kierowcę. "Bezpieczniej" jest udać, że się nie widzi i nie zareagować, ale czy taką postawę można nazwać obywatelską? No właśnie, jaki obraz naszego społeczeństwa rysuje się w obliczu sytuacji, które wymagają określonych postaw? Czy w momencie zagrożenia potrafimy wskrzesić w sobie bohatera, czy jednak wciąż chowamy głowę w piasek?
Głośno było o ostatnim wydarzeniu w Szczecinie. Dla przypomnienia - we wtorek 11 maja doszło tam do wypadku. Pijany kierowca potrącił na pasach matkę z dwójką małych dzieci po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Dogonił go motocyklista i przekazał w ręce policji, zyskując jednocześnie miano bohatera. Gazety i portale internetowe rozpisywały się o jego godnym naśladowania czynie, na forach rozgorzała dyskusja wychwalająca obywatelską postawę motocyklisty. Zgadzam się - zachowanie mężczyzny powinno być wzorem do naśladowania i ja również jestem dumny, że mamy takich obywateli.
Jednak rozgłos, jaki zyskał, świadczy jednoznacznie o tym, że było to coś niespotykanego i wyjątkowego.
Zdarza się, że postawa świadków wypadku jest bardzo bierna. Zainteresowanie ogranicza się do zaspokajania własnej ciekawości. Nic mnie bardziej nie irytuje, jak zgromadzony wokół miejsca zdarzenia wianuszek gapiów. W najlepszym razie ktoś wezwie pogotowie, jednak tylko nieliczni są w stanie udzielić czynnej pomocy. Czy to cecha naszego, polskiego społeczeństwa? Narzekać potrafimy najlepiej na świecie. Słowa krytyki spływają z naszych ust z taką łatwością, że niejeden mógłby nam pozazdrościć (a nawet nabrać pokory), jednak odnoszę wrażenie, że do niczego to nie prowadzi. Co z tego, że zwymyślamy "tego idiotę, który jedzie slalomem i nawet nie zwolni, kretyn!", jeśli nie sprawi to, że kierowca rzeczywiście się zatrzyma i poczeka aż wytrzeźwieje. Z drugiej strony, czy nie jest przesadą oczekiwać od wszystkich, że będą w takich sytuacjach czynnie reagować? Gdzie jest w tym przypadku złoty środek?
"Każdy ma swój rozum i odpowiada sam za siebie" - ktoś mógłby powiedzieć, jednak czasem wydawać by się mogło, że niektórym tego rozsądku brakuje. O ile przyjemniej by się podróżowało po naszych drogach ze świadomością, że w razie niebezpieczeństwa możemy liczyć na pomocną dłoń. Jak zaszczepić w ludziach chęć niesienia pomocy? Jak sprawić, by byli mniej pasywni? Nagradzać dobro, czy karać zło? Pytań jest dużo, odpowiedzi znacznie mniej. Pamiętajmy o jednym: rozsądek przede wszystkim i w dużej ilości - czasem nawet tak dużej, by starczyło za dwóch. Postarajmy się brać przykład z bohaterów i pomagajmy innym - nigdy nie wiadomo, kiedy sami możemy potrzebować pomocy. Miejmy powody, by być z siebie dumnym.
|