Jechał pod prąd. Nie pójdzie do więzienia
|
|
|
Kara w zawieszeniu, grzywna i pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów - to wyrok dla Jana H., który w grudniu zeszłego roku swoim autem jechał pod prąd ul. Dziesięciny i taranował inne samochody. Szofer miał 2,2 promila alkoholu
Jan H. to niewysoki 55-latek z wąsem, który jeszcze niedawno pracował jako operator koparki. Po wyczynie z 2 grudnia zeszłego roku szansy na dalszą pracę w zawodzie ma nikłe. Przy najmniej przez pięć lat.
Feralnego - dla niego dnia - żona wysłała go po zakupy na giełdę warzywną przy ul. Andersa w Białymstoku. Pech chciał, że spotkał tam kolegów, którzy mieli ochotę wypić. I wypili - litr wódki na trzech, a potem 55-latek usiadł za kierownicą swojego mitshubisi. Jechał na tyle niepewnie, że inni kierowcy widząc jak prowadzi auto, zadzwonili na policję. Ta próbowała go złapać w okolicy ul. Dziesięciny.
To właśnie tam mężczyzna wjechał pod prąd i spychał na pobocze samochody, jadące prawidłowo przed nim. Szczęście miał ten kto zdążył, czterech kierowców nie zdążyło. Trzy auta zostały lekko otarte, czwarte zostało mocniej rozbite. Dopiero wtedy policjantom udało się wyciągnąć mężczyznę z samochodu. Pijany kierowca wydmuchał w alkomat 2,2 promila.
Wczoraj białostocki sąd rejonowy wydał wyrok w jego sprawie. Prokurator domagał się dla Jana H. bezwzględnego więzienia, tłumacząc, że oskarżony mógł spowodować katastrofę drogową, a poza tym jechał po pijanemu i uciekał policji.
Sędzia Marcin Kęska uznał, że kara się należy, ale nie tak surowa - dwa lata wiezienia w zawieszeniu na pięć lat, pięć lat bez prawa jazdy i trzy tysiące złotych grzywny. A to dlatego, że jak tłumaczył sędzia, mężczyzna całe swoje dotychczasowe życie przeżył bez kontaktu z prawem, a to zdarzenie ma charakter incydentalny. Gdyby jednak znów prowadził auto po pijanemu w okresie zawieszenia kary, wtedy ten wyrok może być odwieszony.
Wyrok nie jest prawomocny. Jana H. nie było wczoraj w sądzie.
|