Pijani nie płacą za rozprawy
|
|
|
Prawie 4 tys. pijanych kierowców wpadło w ręce policji w ubiegłym roku. 56-letni Józef P., miał we krwi 2,7 promila alkoholu. Wpadł na przejeździe kolejowym przy ul. Piastowskiej w Broniszach. Kierowcy zauważyli go, jak zatrzymał auto na torach między opuszczonymi zaporami, zgasił silnik i wysiadł. Zatrzymali go wezwani na pomoc policjanci z Ożarowa.
Tak jak tysiące innych pijanych kierowców, Józef P. stanie przed sądem, straci prawo jazdy, zapłaci grzywnę, ale zapewne nie będzie musiał pokrywać kosztów sądowej rozprawy. W większości spraw sądowych, zamiast skazywanych za jazdę po pijanemu kierowców, sąd kosztami postępowania obciąża... Skarb Państwa. To oznacza, że do każdego złapanego kierowcy po alkoholu podatnicy dokładają ze swoich pieniędzy po kilkaset złotych - zazwyczaj ok. 500. Samo wynagrodzenie adwokata z urzędu, który broni pijanego prowadzącego auto, to 360 zł netto.
Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że wygodniej jest zrzucać koszty na Skarb Państwa, bo skazani z reguły i tak nie chcą płacić.
- W większości spraw koszty sądowe są rzeczywiście pokrywane przez Skarb Państwa - wyjaśnia sędzia Sławomir Różycki z Ministerstwa Sprawiedliwości. - W wielu przypadkach obarczenie nimi skazanych sprawiłoby, że pieniędzy tych sądy nigdy by nie odzyskały. Ludzie nie chcą bowiem uiszczać opłat, a ściąganie tych kwot poprzez egzekucję komorniczą to dodatkowe koszty ponoszone przez wymiar sprawiedliwości, często wyższe niż zasądzona kara - tłumaczy.
W tych kwestiach resort daje sądom wolną rękę. Zasądzając, kto ma pokryć koszty sądowe, biorą one pod uwagę kondycję finansową skazanych i to, czy w ogóle są oni w stanie uregulować kilkusetzłotowe zobowiązania.
- Sądy powinny brać pod uwagę stan majątkowy podsądnych. Ci, których stać na to, muszą pokrywać koszty rozpraw - przyznaje sędzia Różycki.
Rzeczywiście, sędziowie są dla pijanych piratów drogowych bardzo pobłażliwi. Na 30 opublikowanych wyroków z ostatnich czterech miesięcy połowa spraw kończy się obciążeniem Skarbu Państwa kosztami postępowania. Koszty darowane są nawet tym, których teoretycznie stać na ich pokrycie, np. kierowcom podróżującym autami dobrej marki. Trudno bowiem uwierzyć, że na pokrycie kosztów sądowej rozprawy nie stać właściciela wartego ok. 200 tys. zł terenowego subaru. Taki przypadek w stolicy też się już zdarzył. Decyzja sądu oburzyła stróżów prawa.
Nawet jeśli tylko w połowie spraw sędziowie rezygnują z obciążenia kosztami skazanych, to w ubiegłym roku Skarb Państwa zapłacił za ok. 2 tys. rozpraw. Jeśli tę sumę pomnożymy przez ok. 500 zł (średnie koszty postępowania sądowego), to otrzymamy, bagatela, 1 mln zł. Za te pieniądze można by kupić choćby dziewięć fotoradarów.
|