Mam moralnego kaca...
|
|
Strony: [1] |
|
Wyjeżdżałam sobie dziś w naszą uliczkę osiedlową, a przede mną jechał zygzakiem samochód prowadzony przez mojego sąsiada … Drugi dzień pod rzęd miałam okazję przyjechać z pracy równocześnie z nim i drugi dzień pod rząd mój sąsiad wysiadł z samochodu tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach … Od kilku już lat jest właścicielem firmy i od kilku już lat ma problem z nadużywaniem alkoholu i niestaty siada po alkoholu za kierownice swojego samochodu…
Do tej pory jakoś nigdy nie wpadł w ręce policji, bo jeździ nad wyraz ostrożnie ( nawet jego żona to potwierdza ). Kilkanaście już razy widziałam go wytaczającego się z auta i zawsze miałam „moralniaka”… Zastanawiałam się, czy nie powinnam zadzwonić na Policję, czy nie powinnam „donieść”… Wszak kiedyś, w stanie upojenia alkoholowego moża nie zapanować nad kierownicą i spowodować wypadek, może kogoś potrącić czy w kogoś wjechać i zabić… Jeździ dobrym nowym samochodem, ale czy dlatego, że stać go na takie autko wszystko mu wolno??
Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Bardzo lubię jego
i jego żonę, ale ostatnio zrobił awanturę, bo ona zabrała mu kluczyki i kazała synowi odstawić auto na parking… Żona jest przerażona tym jego piciem, bo przez wiele lat małżeństwa nie miał z tym problemu ( zaczął jakieś kilka lat tamu ) ale ona niewiele może. To on pracuje, to on przynośi pieniądze do domu. I choć ona mu tłumaczy, prosi i błaga, to on tylko obiecuje, że niegdy więcej, a potem wraca do starych przywyyczajeń i jeździ na podwójnym gazie…
Gdy widzę coś takiego mam ochotę chwycić za telefon i zawiadomić Policję … i gdzieś wewnątrz jestem przekonana, że tak właśnie powinnam zrobić, a jednak zawsze zatrzymuje się w pół kroku i robi mi siężal sąsiada … bo zabiorą mu prawo jazdy ( jego żona nie ma uprawnień ). Tylko czy mój żal i moje litowanie się nie sprawi, że ktoś kiedyś zgonie pod kołami jego samochodu?
Poza tym powstrzymuje mnie jeszcze to, że ja go widuję jak on wsiada z tego samochodu, a nie jak wsiada, więc powiadomienie Policji w tym przypadku wiązałoby sięz zeznaniami i pewnie świadczeniem w sądzie, a to już mi się nie uśmiecha… Bo jak znam życie musiałabym zmienić miejsce zamieszkania, bo żyć by się tu nie dało, a na to zwyczajnie mnie nie stać.
Od kilku lat obserwuję jego zachowanie… ale jeszcze tak nie było, żebym dwa dni pod rząd nacięła się na niego, gdy pijany wysiada z samochodu… Nie chce doniścić, ale świadomość że on może kiedyś kogoś zabić sprawia, że nabieram coraz większego przekonania, iż powinnam coś zrobić… Przecież jestem zwolenniczką odbierania prawa jazdy każdemu, kto pod wpływem alkoholu sieda za kierownicą… bo to potencjalny zabójca… I zastanawiam się, czy moje milczenie ( a także milczenie sąsiadów i jego rodziny ) nie jest jednak cichym przyzwoleniem na takie zachowanie.
Mam moralnego kaca…
Strony: [1] |
|
|
|
Autor: do wiadomości redakcji , |
|
|