Co się robi, żeby było mniej pijanych kierowców?
|
|
|
Tymczasem kazdego dnia na podlaskich drogach policja zatrzymuje 10-15 pijanych kierowców. W weekendy liczba ta rośnie dwa albo trzy razy. Jak z ta plaga walczyć?
Jeden tylko przykład: w ostatnią sobotę wieczorem w miejscowości Dręstwo w okolicach Augustowa pijany kierowca poloneza stracił panowanie nad autem i uderzył w pień drzewa. Samochód stanął w ogniu. Nieprzytomny mężczyzna z objawami zatrucia trafił do szpitala. Tam okazało się, że ranny 56-latek nie powinien kierować autem, ponieważ sąd wcześniej zabrał mu prawo jazdy.
Gdyby sprawcy takich wyczynów byli piętnowani po nazwisku, może działałoby to odstraszająco?
W listopadzie prokurator apelacyjny w Białymstoku Sławomir Luks wydał specjalne zalecenie, aby prokuratorzy bardziej restrykcyjnie zaczęli traktować pijanych kierowców. Mogą im zabrać samochód, a w rażących przypadkach składać do sądu wnioski o publikowanie danych personalnych w prasie.
W Białymstoku w praktyce okazało się, że co prawda wystawiono ponad 20 wniosków o zatrzymanie auta (jest zwracane od razu, jeżeli kierowca wpłaci pieniądze na poczet przyszłej kary, przeważnie kilka tysięcy złotych), ale żadnego o publikację wyroku w mediach. Prokuratura tylko raz zgodziła się na podanie nazwiska pijanego kierowcy. Zrobiła to na wniosek jednej z gazet.
Dlaczego tak się dzieje? Prokuratura przyjęła zasadę, że wnioski o podanie wyroku do publicznej wiadomości dotkną tylko tych kierowców, którzy kolejny raz zostaną zatrzymani na jeździe po pijanemu albo też spowodują bardzo poważne zagrożenie.
- W mojej jednostce nie było jeszcze tak drastycznych przypadków - tłumaczy prokurator Bożena Kiszło z prokuratury Białystok Południe.
Najwięcej spraw pijanych kierowców trafia do Prokuratury Rejonowej. Tam jednak ponad 80 procent sprawców od razu przyznaje się do wszystkiego i dobrowolnie poddaje się karze. Dzięki czemu sami sobie wybierają sposób ukarania (na to musi się zgodzić prokuratura i sąd).
- Żadna z takich osób nie chce, żeby ktoś wiedział o tym, co zrobiła. Nie ma więc co się dziwić, że nie składają wniosków o publikację swoich nazwisk - wyjaśnia prokurator Urszula Sieńczyło z Prokuratury Rejonowej.
Również białostockie sądy nie są skore do wydawania wyroków nakazujących publikację danych pijanego kierowcy.
- Sędziowie rzadko nakazują upublicznienie danych kierowcy. W moim wydziale tylko kilku sędziów orzekało takie kary, ale nie robili tego na wniosek prokuratur - powiedziała nam Marzenna Roleder, przewodnicząca wydziału karnego w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.
Sami sędziowie pytani, dlaczego nie stosują częściej tego środka karnego, mówią, że skoro zabranie prawa jazdy i grzywna nie powstrzymuje kierowcy od dalszej jazdy samochodem, to notatka w gazecie tym bardziej nie spowoduje poprawy. Boją się też sytuacji, kiedy dla niektórych publikacja w prasie będzie swoistym powodem do dumy, a nie do wstydu.
Jeżeli kierowca ma od 0,2 do 0,5 promila alkoholu we krwi, trafia przed sąd grodzki (bo popełnił wykroczenie). Grozi mu areszt, grzywna od 50 do 5 tys. zł i zatrzymanie prawa jazdy na minimum sześć miesięcy, a maksimum trzy lata. Kiedy ma ponad 0,5 promila (to już jest przestępstwo), może trafić do więzienia nawet na dwa lata oraz zapłacić grzywnę w wysokości do 720 tys. zł. Prawo jazdy może stracić nawet na dziesięć lat. Sądy - nawet bez wniosku prokuratury - mogą orzec dodatkową karę, czyli upublicznienie nazwiska pijanego kierowcy. Wtedy taki kierowca sam płaci za ogłoszenie prasowe.
|