Lepiej nie ufać alkotesterom
|
|
|
"Życie Warszawy": Urządzenia, dzięki którym kierowcy mają dowiedzieć się, czy mogą prowadzić auto, wprowadzają w błąd. Jeśli zaufasz ich wskazaniom, możesz stracić prawo jazdy.
Coraz więcej kierowców kupuje alkomaty. Serwisy aukcyjne i sklepy internetowe prześcigają się w ofertach.
Dziennik postanowił sprawdzić, na ile odczyty z podręcznych alkotestów są wiarygodne i czy rzeczywiście można ufać ich wskazaniom. Wybrano pięć urządzeń najchętniej kupowanych przez klientów jednego ze sklepów internetowych, oferujących urządzenia różnych producentów. Ceny zakupionych alkotestów wahają się od 60 zł do ponad 260 zł.
W teście wzięło udział dwóch dziennikarzy. Jeden wypił dwie puszki piwa, drugi setkę czystej wódki. Stołeczna drogówka zbadała tych dziennikarzy swoim alkomatem, jakiego używa do sprawdzania kierowców na warszawskich ulicach. Po około godzinie od zakończenia przez nich picia alkoholu okazało się, że reporter, który spożywał piwo, wydmuchał pół promila. Osoba, która wypiła wódkę, miała wynik prawie 0,57 promila w wydychanym powietrzu.
Następnie te same osoby dmuchały do kupionych w sklepie internetowym alkotestów. Postępowali zgodnie z instrukcją obsługi. Żadne z urządzeń nie pokazało takiego samego wyniku jak ten z policyjnego alkotestu - pisze gazeta.
Dwa urządzenia wskazały zawyżoną zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu: od 0,1 do 0,3 promila. Trzy urządzenia pokazały zaniżone wyniki, a aż dwa z nich wskazały, że reporter, który miał w rzeczywistości pół promila po wypiciu dwóch piw, mógłby usiąść za kierownicą. Wskazały odpowiednio 0,17 i 0,16 promila, czyli dawkę alkoholu, która jest dozwolona przez polskie prawo.
Używając podręcznego alkomatu przynajmniej raz na pół roku należy zlecić serwisowi jego ponowną kalibrację. Jeśli używamy go intensywnie, tą czynność trzeba powtarzać jeszcze częściej. Inaczej jego wskazania będą coraz mniej dokładne - ostrzega "Życie Warszawy".
|