Proces zakonnika: jechał zbyt szybko i był pijany
|
|
|
Przed rokiem 30-letni zakonnik z Gorzowa spowodował wypadek, w którym zginęły dwie osoby. W piątek w sądzie biegły potwierdził, że duchowny był pijany.
Do tragedii doszło rankiem 7 października ub.r. na Trasie Nadwarciańskiej w Gorzowie. Za mostem Lubuskim, na wysokości ul. Mazowieckiej, prowadzony przez zakonnika fiat stilo przeciął podwójną ciągłą linię i zjechał na przeciwny pas ruchu. Samochód uderzył czołowo w skodę felicię. Jej kierowca i pasażer - ojciec i syn - zginęli na miejscu.
Mieczysław L., 30-letni zakonnik z "białego kościoła", przeżył wypadek. Na drodze nie było śladów hamowania. Choć dozwolona na Trasie Nadwarciańskiej prędkość wynosiła 50 km na godz., duchowny pędził co najmniej 115 km na godz. Gdy doszło do wypadku, przez zestaw głośnomówiący rozmawiał ze znajomą, która poprzedniego wieczoru, po suto zakrapianej imprezie w Torzymiu, odwiozła go do klasztoru.
Zakonnik uczestniczył w bankiecie jednego z banków. Przyznał, że pił alkohol. Następnego dnia rano wypił też niewielką ilość balsamu kapucyńskiego na alkoholu. Badanie krwi przeprowadzone półtorej godziny po wypadku wykazało w jego organizmie 0,4 promila alkoholu. Przed sądem Mieczysław L. tłumaczył, że kiedy wsiadał do samochodu, czuł się dobrze.
W piątek przed sądem zeznania składał biegły toksykolog. Chodziło o ustalenie, ile alkoholu we krwi mógł mieć zakonnik w chwili wypadku. Zgodnie z polskim prawem, 0,4 promila to tzw. stan po spożyciu alkoholu, ale już powyżej 0,5 promila - stan nietrzeźwości. Biegły porównywał zeznania oskarżonego (ile i o której godzinie wypił) z wynikami badania krwi. - Jestem pewien, że w chwili wypadku stężenie alkoholu przekraczało 0,5 promila i prawdopodobnie znajdowało się w przedziale od 0,5 do 0,6 promila - stwierdził biegły Tomasz Janus.
Obrońca zakonnika, mecenas Krzysztof Łopatowski, próbował podważyć wiarygodność tej opinii, ale dla Jerzego Synowca, który także broni zakonnika, ta dyskusja miała znaczenie trzeciorzędne. - Biegły stwierdził, że nie ma różnicy, czy było to 0,4 czy 0,5 promila - człowiek reaguje w ten sam sposób. To była więc trochę naukowa dyskusja, a dla mnie jest ważne, że to nie alkohol był przyczyną wypadku. Jasne, w takim stanie w ogóle nie powinno się wsiadać za kółko, ale trzeba jasno powiedzieć, że to nie było żadne 2,5 promila - podkreśla Synowiec.
Dla sądu znaczenie może mieć też fakt, że zakonnik pojednał się z bliskimi ofiar. Nieoficjalnie wiadomo, że klasztor kapucynów wypłacił im wysokie odszkodowania. Jego przełożeni w piśmie do sądu zaproponowali też, by zamiast umieszczać zakonnika razem z kryminalistami w więzieniu, pozwolić zakonowi umieścić go w klasztorze o zaostrzonym rygorze. Prawo jednak nie daje sądowi takiej możliwości. Zakończenie procesu w październiku.
|