Koniec procesu pijanego Łotysza
|
|
|
Przed białostockim sądem rejonowym zakończył się proces 60-letniego Łotysza Martinsa K. Oskarżony jest o to, że ponad pół roku temu spowodował wypadek, w którym zginęła trzyosobowa rodzina.
Do tragedii doszło 6 września 2010. Było ciemno, kiepskie warunki na drodze. Rodzina jechała od strony Białegostoku terenową hondą. Z krajowej "ósemki" kierowca auta chciał skręcić w lewo w stronę miejscowości Pajewo. Tam mieszkali. W tym momencie w tył osobówki uderzyła łotewska ciężarówka. Honda wyleciała na przeciwny pas ruchu, wprost pod innego tira. Oba pojazdy wpadły do rowu. Dwie osoby z hondy zginęły na miejscu, trzecia była reanimowana, ale zmarła chwilę później.
Łotewski kierowca wiózł z Estonii do Czech transport 17 ton kabli. Zatrzymał się na jednej z podbiałostockich stacji. Tam spożywał alkohol, potem wyjechał w trasę w kierunku Warszawy. Późniejsze badania wykazały, że tuż po wypadku miał ponad 2 promile i stężenie rosło.
Wczoraj przed sądem zeznawali w tej sprawie policjanci, którzy pojawili się na miejscu zdarzenia.- Kiedy przybyliśmy na miejscu, kolega poszedł dokonać oględzin, ja zaś zacząłem przesłuchiwać świadków - mówił jeden z mundurowych. - Po ustaleniu sprawcy, zacząłem z nim rozmawiać. Był zdenerwowany i czuć było od niego alkohol. Badanie alkomatem potwierdziło tylko nasze przypuszczenia. Łotysz tłumaczył, że zagapił się i nie zauważył hamującej przed nim hondy.
Po przesłuchaniach funkcjonariuszy sąd postanowił oddalić szereg wniosków dowodowych, które złożył obrońca Martinsa K. Chciał m.in. aby na świadków powołano biegłego z zakresu wypadków drogowych, czy ekipę ratunkową, która znalazła się na miejscu wypadku jako pierwsza. Sąd uznał jednak je za bezpodstawne. Nie usłyszeliśmy też mów końcowych, gdyż adwokat poprosił o czas na przygotowanie się. Proces odroczono do 30 marca.
|