Brakuje pieniędzy na tropienie pijanych
|
|
|
Śląska policja nie ma pieniędzy na legalizację sprzętu do badania
trzeźwości kierowców. W efekcie drogówka w Bielsku-Białej nie ma ani
jednego przenośnego alkotestu, w Sosnowcu musi oszczędzać do nich
ustniki, a w Rybniku prosić o wsparcie władze miasta.
- Nie można wymagać od nas poprawy bezpieczeństwa na drogach, nie dając
nam sprzętu. Przecież nie jesteśmy psami, żeby na węch wyczuwać, czy
ktoś pił alkohol - żalą się podoficerowie śląskiej drogówki.
Policja w naszym regionie ma około 700 urządzeń do sprawdzania stanu
trzeźwości kierowców. W większości to przenośne alkotesty wykorzystywane
przez stojące na drogach patrole. Dmucha się w nie, a na elektronicznym
wyświetlaczu pojawia się wynik. Jeżeli pokazuje więcej, niż
dopuszczalne 0,2 promila w wydychanym powietrzu, kierowca jest zabierany
do komendy lub na komisariat, gdzie ponownie dmucha w alkomat
stacjonarny. Wynik takiego badania jest drukowany i dopiero on stanowi
podstawę do skierowania sprawy do sądu.
Problem w tym, że co pół roku policyjny sprzęt musi być legalizowany
przez specjalistyczne firmy, które sprawdzają, czy odczyty są precyzyjne
i spełniają dopuszczalne normy. Takie badanie kosztuje. W przypadku
alkomatu to wydatek około 300 zł, natomiast alkotestu - 200 zł.
Urządzenia bez legalizacji nie mogą być przez drogówkę używane.
Śląska policja nie ma jednak pieniędzy na legalizowanie sprzętu. W
efekcie np. bielska drogówka nie ma obecnie ani jednego przenośnego
alkotestu. Wszystkie wysłano do legalizacji i nie wiadomo, kiedy wrócą.
Stojący przy drogach policjanci tropią więc pijanych kierowców "na oko".
- Kiedy podczas kontroli zauważymy, że ktoś się dziwnie zachowuje,
chwieje lub wręcz śmierdzi alkoholem, pakujemy go do radiowozu i
wieziemy na komendę lub komisariat, gdzie dmucha w alkomat stacjonarny -
mówi jeden z bielskich policjantów.
Takie wycieczki powodują jednak, że radiowozy spalają dodatkową benzynę
(czasami trzeba przejechać nawet kilkadziesiąt kilometrów) bez względu
na to, czy kierowcy był pijany, o co go wcześniej podejrzewali
policjanci..
Policjanci z Sosnowca na całe miasto mają tylko jeden sprawny alkomat.
Te w komisariatach czekają bowiem na legalizację. Co prawda patrole mają
kilka przenośnych alkotestów, ale policjantów poproszono, aby używali
ich z rozsądkiem. - Bo zaczyna brakować do nich jednorazowych ustników,
które kosztują 50 gorszy. A nie możemy przecież kogoś zmusić, aby
dmuchał w ustnik użyty już przez innego kierowcę - mówi jeden z oficerów
sosnowieckiej policji. W podobnej sytuacji są stróże prawa z Gliwic.
Najlepiej ma się katowicka drogówka, która ma komplet alkomatów i
alkotestów. Nie ma za to pieniędzy na legalizację radarów do pomiaru
prędkości. W efekcie w 350-tysięcznym mieście taki sprzęt ma tylko jeden
patrol.
Podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji, przyznaje, że
garnizon ma problem z finansowaniem badania alkomatów i alkotesterów. -
Pieniądze spływają do nas transzami i naraz nie możemy wysłać do
legalizacji wszystkich potrzebnych urządzeń - mówi Gąska. Zapewnia, że w
przypadku problemów komenda wojewódzka pożycza swój sprzęt jednostkom
terenowym. - Te także mogą wymieniać się między sobą - podkreśla
podinspektor Gąska.
Cierpliwość stracił szef rybnickiej policji, który na ostatniej sesji
rady miasta w dramatycznym apelu poprosił prezydenta o pieniądze na
legalizację alkomatów. - Byliśmy zaskoczeni, bo przecież samorządy nie
są od utrzymywania policji. Nie chcemy jednak, żeby na ulicach miastach
szaleli pijani kierowcy, więc w najbliższych dniach komenda dostanie od
nas ponad 3 tys. zł - zapewnia Lucyna Tyl, rzecznik prasowy Urzędu
Miasta w Rybniku.
Marcin Marszołek, prezes katowickiego stowarzyszenia Wokanda, które
zajmuje się pomocą prawną dla ofiar wypadków drogowych, jest przerażony
sytuacją drogówki. - Przecież pijani kierowcy to potencjalni zabójcy i
powinni być eliminowani z ulic z całą stanowczością. A bez sprawnych
alkomatów jest to niemożliwe - podkreśla Marszołek.
Zdaniem Romana Wierzbickiego, przewodniczącego zarządu wojewódzkiego
NSZZ Policjantów, problemy z legalizacją sprzętu to efekt wprowadzanych
od kilku lat drastycznych i nieprzemyślanych oszczędności na policji. -
Od pewnego czasu politycy wmawiają nam, że możemy robić więcej za mniej.
Jestem ciekawy, co powiedzą, kiedy nagle okaże się, że gwałtownie
wzrosła liczba śmiertelnych wypadków spowodowanych przez pijanych
kierowców - mówi Wierzbicki.
W zeszłym roku drogówka zatrzymała w woj. śląskim 15 tys. kierowców,
którzy prowadzili po spożyciu alkoholu.
|
|
Autor: Marcin Pietraszewski |
|
|