Niemoralna propozycja bydgoskiego wykładowcy
|
|
|
Przyłapany na jeździe po pijanemu dr inż. Julian P. z bydgoskiego UKW nakłaniał dwóch swoich studentów do złożenia w sądzie fałszywych zeznań dających mu alibi.
Wykładowca z Katedry Inżynierii Materiałowej na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego został nakryty na jeździe po pijanemu w lipcu 2008 r. przez dwóch młodych mężczyzn, którzy podążali za jego czarnym audi A3 drogą z Bydgoszczy do Torunia. Ich uwagę zwróciło, że 63-letni dziś naukowiec, wracający wówczas wczesnym popołudniem do domu pod Toruniem, regularnie zjeżdżał swoim wozem na przeciwległy pas, zmuszając nadciągające z przeciwka auta do ucieczki na pobocze.
Niepokojącym sygnałem było również to, że kierowca audi co jakiś czas przyspieszał i zwalniał, sygnalizując kierunkowskazem, że będzie skręcał to w prawo, to w lewo. Podejrzewając, że jedzie na podwójnym gazie, mężczyźni chwycili za telefon i powiadomili o tym policję.
Przeczucie ich nie myliło. Julian P. był tak pijany, że w pewnym momencie sam zrezygnował z dalszej jazdy, zatrzymując się na parkingu w Złejwsi Wielkiej. Kiedy policyjny radiowóz dojechał tam na sygnale, doktor inżynier spał w samochodzie. Wobec niezbitych dowodów, jakimi były zeznania dwóch świadków, że prowadził wóz w tym stanie, mundurowi postawili mu zarzut jazdy po pijanemu i przesłali sprawę do prokuratury.
Co ciekawe, Julian P. najpierw przyznał się do winy i nawet chciał dobrowolnie poddać się karze. Kiedy jednak śledczy zakomunikowali mu, że - z uwagi na jego wcześniejsze, wtedy jeszcze niezatarte, podobne ekscesy - będą żądać dla niego bezwzględnej odsiadki w więzieniu, zmienił front i poszedł w zaparte. Wobec tego jesienią 2008 r. zaczął się jego proces.
Dowodom prokuratury naukowiec przeciwstawił wówczas dwóch świadków - swoich studentów: 27-letniego dziś Piotra R. i trzy lata starszego Łukasza M. Obaj zeznali, że w sporne lipcowe popołudnie odwieźli pijanego Juliana P. do Złejwsi Wielkiej. Jeden rzekomo poprowadził jego audi A3, a drugi podążył za nimi swoim wozem, by zabrać kolegę z powrotem do Bydgoszczy. Wykładowcy z UKW nic to jednak nie dało. Sąd zawierzył świadkom prokuratury i w lutym ub.r. skazał go na karę więzienia w zawieszeniu, ale nie był to wcale koniec jego kłopotów.
Kiedy w listopadzie ub.r. wyrok uprawomocnił się, prokuratura wytoczyła naukowcowi nową sprawę karną, tym razem o nakłanianie swoich studentów do składania fałszywych zeznań, im zaś zarzuciła, że ulegli jego namowom. Podziałało to jak grom na Piotra R. Nie chcąc pogarszać swojej sytuacji, przyznał się, że kłamał, gdy dawał alibi Julianowi P. Dlaczego? - Dlatego że był dla mnie autorytetem jako wykładowca - wyjaśnił lakonicznie do protokołu, deklarując, że chce dobrowolnie poddać się karze.
W sądzie uzupełnił, że na złożenie fałszywych zeznań nalegał wykładowca. Wyjaśnił, że nie odmówił, bo prośba padła krótko przed obroną pracy magisterskiej, która go czekała. - Julian P. niczego nie sugerował, ale ja powiązałem ze sobą te dwie sprawy - stwierdził Piotr R.
Mężczyzna bez procesu dał się skazać na 600 zł grzywny.
Pomimo to Julian P. i Łukasz M. dalej trzymają się swojej wersji, że nikt nikogo do niczego nie namawiał. - Wyjaśnieniom tym nie można dać wiary i należy przyjąć, że panowie zmierzają do uniknięcia odpowiedzialności karnej - mówi prokurator Paweł Jachimowicz, który w piątek na koniec procesu obu mężczyzn zażądał sześciu miesięcy bezwzględnej odsiadki dla naukowca i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz 800 zł grzywny dla jego studenta.
Sąd ogłosi wyrok w tym tygodniu.
|