Złapał pijanego kierowcę.
|
|
|
Sebastian Wołosz jechał motocyklem, kiedy zobaczył kierowcę samochodu osobowego, który potrącił dwójkę dzieci z opiekunką, a potem uciekł z miejsca wypadku. Motocyklista ruszył za nim w pościg i zatrzymał mężczyznę. - Próbowałem wejść mu przez szybę do samochodu i wyciągnąć kluczyki - opowiada w TVN24 i zaznacza: - Wiedziałem, że mi nie ucieknie.
Do wypadku doszło 12 maja. Sebastian Wołosz tak opisuje, co się wtedy stało: - Jechaliśmy na lewym pasie, a na prawym przed skrzyżowaniem już ustawiała się kolumna samochód. Hamowałem, ale widziałem, że kierowca przede mną jeszcze tego nie robi. Nagle zza samochodów wyszła na pasach pani z dziećmi i on w nich uderzył - relacjonuje dalej motocyklista.
- Chłopiec wyleciał w górę, zrobił fikołka i upadł - mówi dalej Wołosz. Razem z chłopcem była jego opiekunka i młodsza siostrzyczka w wózku. Kierowca osobowej mazdy nie zatrzymał się, by im pomóc. Nadepnął pedał gazu i zaczął uciekać.
- Zobaczyłem, że na pomoc ruszyli już przechodnie. Kolejna para rąk na nic by się tam nie przydała. Puściłem się w pościg - ciągnie dalej Sebastian Wołosz. Za mazdą jechał na motorze, bał się zajechać autu drogę. - Skoro potrącił dzieci, to pewnie mnie też by uderzył, to było zbyt niebezpieczne - przyznaje. Próbował więc zatrzymać samochód inaczej.
- Zatrzymaliśmy się na chwilę na skrzyżowaniu Przyjaciół żołnierza i Wilczej. Próbowałem wejść mu przez szybę do samochodu i wyciągnąć kluczyki - opowiada motocyklista. I choć wtedy jeszcze się nie udało, z pościgu nie zrezygnował. - Wiedziałem, że mi nie ucieknie. To była tylko kwestia czasu - mówi.
Kierowca mazdy zatrzymał się kilka minut później. Wiedział, że w samochodzie trudno mu będzie uciec przed motocyklistą. Wysiadł z auta i zaczął biec. - Ruszyłem za nim, ale w ciężkim kombinezonie nie mogłem go dogonić. Pomógł inny mężczyzna i zatrzymaliśmy go - relacjonował w dniu wypadku Wołosz.
Kiedy na miejsce przybyła policja, okazało się, że pirat miał we krwi ponad 1,5 prom. alkoholu. Usłyszał zarzuty kierowania w stanie nietrzeźwości, ucieczki z miejsca zdarzenia i nieudzielenia pomocy poszkodowanym. Teraz jest w areszcie i grożą mu cztery lata więzienia.
Potrącone osoby trafiły po wypadku do szpitala. Na szczęście skończyło się na niegroźnych ranach i wszyscy wrócili już do domów.
|